piątek, 25 lipca 2014

Lidskij Kwas z Białorusi (KBAC)

Kilka lat temu ten trunek bywał dostępny na jarmarkach okolicznościowych. Białoruski kwas o zawartości alkoholu do 0,5%, produkowany przez firmę Lidskoje Piwo na bazie wody artezyjskiej, szybko mnie zauroczył. Powiem więcej: to najlepszy kwas produkowany seryjnie, jaki piłem. Do Polski sprowadzała go firma Assa-Pectin z Białowieży, co wyczytałem na polskiej etykiecie od butelki 0,5 l. Podobno importowała go także firma Smaki Kresów.


To co dobre, szybko się jednak kończy. Kolejne jarmarki odwiedzałem, różne kwasy kupowałem, ale Lidskiego nie było. O tym, że zobaczę go gdzieś w sklepie, nawet nie było co marzyć.

I oto w tym tygodniu przechodzę sobie przez Park Zdrojowy w Ciechocinku, gdzie trwał festiwal Impresje Artystyczne. Handlarze rozstawili swoje stoiska. Patrzę i własnym oczom nie wierzę! Na jednym stoi Kwas Lidskij! Bez zastanowienia sięgam po portfel i kupuje butelkę PET 1,5 l. Pisząc te słowa, właśnie popijam sobie ze szklaneczki.


Dotąd widziałem ten kwas tylko w szklanych butelkach 0,5 l, pierwszy raz stykam się z plastikiem. Lektura etykiety sugeruje, że Lidskij tym razem dotarł do nas okrężną drogą przez Litwę. Tam jego dystrybutorem jest firma Volfas Engelman, producent Smetoniškiej Giry.

sobota, 19 lipca 2014

W światowej stolicy kwasu chlebowego

Uwielbiam udziwniać sobie podróże, toteż wracałem z Gruzji i Armenii do Polski przez stolicę Litwy. To państwo od dawna kojarzyło mi się z kwasem chlebowym. Wszak nawet rodzime trunki mają w nazwach "wileński", "litewski' itp. Planując ze znajomymi szczegóły wycieczki, popijaliśmy Smetonišką Apynio Girę, którą udało mi się kupić na jarmarku w Toruniu. Smakowała wyśmienicie, chociaż nie wyczułem posmaku piwa, o którym wspomina producent.


Teraz przekonałem się na własne oczy, że Wilno jest krainą kwasem płynącą.

Przy dworcu autobusowym stoi wózek z kwasem. Niestety trafiłem na czas, w którym nikt go nie obsługiwał.
W Polsce kwas na półce w sklepie to zjawisko dość rzadkie, w średniej wielkości markecie jeśli już jakieś mają, to wybór jest skromy. Na Litwie można przebierać w ofertach. Kupiłem zupełnie nieznany w naszej ojczyźnie, produkowany na Białorusi Kvas Starażytnij firmy Krinica (stosuję, tak jak dystrybutor tego kwasu, litewską transkrypcję z cyrylicy). Butelka PET 1,5 l, zawartość alkoholu do 0,5%.

Ale kwasy w Wilnie można kupić nie tylko z wózka lub w sklepie, ale także w knajpie. Podają go w kuflu od piwa. Zwraca uwagę ciemna barwa napoju.

Na zakończenie krótkiego pobytu w Wilnie kupiłem za 2,99 LTL (ok. 3,6 PLN) litr Tanheisera. Okazał się to kwas łotewski, produkowany przez firmę Ilgezeem. Dziwne, ale producent na swojej stronie internetowej nie chwali się tą marką. Zastanawia mnie także, po co Litwini sprowadzają kwas zagraniczny. Z drugiej strony polskie piwo też tam w sklepie widziałem, a wśród miejscowych trunków jest w czym wybierać.

wtorek, 15 lipca 2014

Podróże kształcą

Poza piciem kwasów chlebowych w ilościach większych niż to społecznie przyjęte, hobbystycznie zajmuję się także podróżowaniem. Właśnie wróciłem z wyprawy na Zakaukazie. W tej części świata nadal spore są rosyjskie wpływy kulturowe, a picie kwasu jest bardziej popularne niż u nas. Mimo to w żadnym sklepie Gruzji ani Armenii nie widziałem kwasu w lodówce. Może miałem pecha, a może kwas był, ale z powodu bariery językowej o tym nie wiedziałem.

Można za to kupić kwas na ulicy z dystrybutora. Pierwszy znalazłem w Erywaniu, stolicy Armenii. Stał na targowisku, gdzie sprzedaje się warzywa, owoce, ryby, martwe i żywe kurczaki oraz papugi. Pani obsługującą dystrybutor z wielkim, rosyjskim napisem KBAC miała też klatkę, do której przywiązała żywe koguty na handel. Napełnienie kwasem butelki litrowej kosztowało 200 dramów, czyli mniej więcej 1,50 zł:

Podobne dystrybutory - z napisem w języku rosyjskim i gruzińskim - stoją w Batumi. To gruziński kurort nadmorski, do którego tłumnie ściągają turyści, chyba najwięcej jest wśród nich Rosjan. Kwas jest świetnym sposobem na orzeźwienie po kilku godzinach spędzonych na plaży. I tu poprosiłem o napełnienie litrowej butelki, co kosztowało 1 lari (1,74 zł). Tak się złożyło, że była to plastikowa butelka po piwie, z której sobie popijałem publicznie na dworcu i w autobusie. Nikt się jednak nie czepiał i nie musiałem tłumaczyć, że to kwas, bo picie piwa na ulicy w Gruzji nie jest niczym dziwnym.

Z Gruzji do Polski wracałem przez Litwę. O tym w następnym wpisie.